wtorek, 20 listopada 2012

Wyprawa Tico i Sypniewski jak człowiek - wspomnień cz.9

Polonia w tabeli odbijała się powoli od dna a kolejnym krokiem w górę stawki miała być potyczka na wyjeździe z Polonią Warszawa. Zgodnie ze zwyczajem przyjętym już jakiś czas temu, niezależnie czy pracuję w Klubie, jadę na mecz. Jak to w Polonii, od razu narodził się problem i to dosyć poważny. ,,Chcesz jechać do Warszawy?" zapytał z przekąsem Marek. ,,No pewnie, że tak" odpowiedziałem. ,,To trzeba wykombinować kasę, bo raczej z delegacji nie dostaniesz" usłyszałem. W dodatku, na to starcie z klubu wybierało się parę osób, ale miejsca w aucie już dawno były zarezerwowane. Co robić? 

Czas upływał niemiłosiernie, a opcji transportu jak nie było, tak nie było. W piątek, w przeddzień meczu wykonałem telefon do swojego sąsiada - Kojota, wtedy szczęśliwego posiadacza kapitalnej fury, jaką było wiśniowe tico z odgiętą maską.