Następnego dnia zanim wstałem z łóżka rozmyślałem o tym, co dzień wcześniej powiedział mi Marek. Byłem zbity z tropu, z drugiej strony jednak poczułem w sobie złość i chęć udowodnienia, że nie można mnie skreślić tak szybko. Wezmę sprawy w swoje ręce - pomyślałem i poszedłem na Piekarską.
W drugiej połowie czerwca częściej pojawiałem się w biurze. Zaraz po egzaminach czym prędzej stawiałem się w pracy i pomagałem w rozpędzających się przygotowaniach do ,,Dnia z Polonią Bytom". Nie miałem pojęcia ile to wszystko jeszcze potrwa. Czy za chwile nie wejdzie do biura Dyrektor i nie podziękuje mi za dotychczasową współpracę w trybie natychmiastowym, bo przy umowie zlecenie miał taką możliwość. Takie spotkanie jednak mi nie groziło. ,,Góra" była tylko do przekazywania, a najgorsza rola pozostawała szefowi działu - Markowi Pieniążkowi. Jeżeli któryś z nas zrobił coś źle, nie było reprymendy Prezesa czy Dyrektora. Opiernicz zbierał najpierw Marek a dopiero później, w nieco łagodniejszej wersji docierało to do nas.