niedziela, 13 października 2013

,,Jeszcze raz powiesz do mnie Panie Jacku, to się naprawdę wkurwię"



Gdy jako młody chłopak w wieku 14 lat przyszedłem na stadion Polonii Bytom, cieszyłem się ze zwycięstwa w pierwszym z barażowych meczów o awans do ówczesnej II ligi ze Szczakowianką Jaworzno. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 a on zdobył jedyną bramkę z rzutu wolnego. Facet średniego wzrostu, szczupłej postury i lekko łysiejącej blond czuprynie. Wtedy patrzyłem na niego przez pryzmat Roberto Carlosa. Nie ze względu na pozycję, siłę strzału czy nawet karnację. Biegał jak ta pchła na boisku z charakterystyczną ,,6” na plecach. Bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię bytomskiej publiczności  i coraz częściej po meczach skandowałem razem z trybuną zakrytą małym, zardzewiałym daszkiem, jego nazwisko. 

W zimny, lutowy wieczór czekałem na tramwaj linii… 6, co ciekawe, zastanawiałem się jak wypadnie inauguracja Ekstraklasy w Bytomiu. Zainstalowano przecież sztuczne oświetlenie, podgrzewaną murawę i do tego mecz z Zagłębiem Sosnowiec. Emocje gwarantowane. 
 
Po przeczekaniu swojego w kolejce, ledwo co zmieściłem się na górnych schodach, kiedy usłyszałem gwizdek sędziego. Chwilę później leżało na mnie dziesięciu innych kibiców a gdzieś w luce ich ubrań, widziałem blond czuprynę biegnącą w stronę ławki rezerwowych, klepiącą się jednocześnie po czole. 

wtorek, 20 listopada 2012

Wyprawa Tico i Sypniewski jak człowiek - wspomnień cz.9

Polonia w tabeli odbijała się powoli od dna a kolejnym krokiem w górę stawki miała być potyczka na wyjeździe z Polonią Warszawa. Zgodnie ze zwyczajem przyjętym już jakiś czas temu, niezależnie czy pracuję w Klubie, jadę na mecz. Jak to w Polonii, od razu narodził się problem i to dosyć poważny. ,,Chcesz jechać do Warszawy?" zapytał z przekąsem Marek. ,,No pewnie, że tak" odpowiedziałem. ,,To trzeba wykombinować kasę, bo raczej z delegacji nie dostaniesz" usłyszałem. W dodatku, na to starcie z klubu wybierało się parę osób, ale miejsca w aucie już dawno były zarezerwowane. Co robić? 

Czas upływał niemiłosiernie, a opcji transportu jak nie było, tak nie było. W piątek, w przeddzień meczu wykonałem telefon do swojego sąsiada - Kojota, wtedy szczęśliwego posiadacza kapitalnej fury, jaką było wiśniowe tico z odgiętą maską.

czwartek, 11 października 2012

Dębowa w beczułce i paszteciki z konferencji - wspomnień cz.8

Następnego dnia byłem szczęśliwy, że obudziłem się w swoim łóżku. Bez chwili namysłu zadzwoniłem do Adriana, by dowiedzieć się jak wróciłem do domu. Na szczęście po drugim drinku był jeszcze trzeci a później zamówiona taksówka, która zawiozła nas do domu. W niedzielne południe człowiek mógł z satysfakcją odpocząć, ale nie w 100%. Trzeba było napisać obszerną relację na stronę z minionej imprezy. Zjadłem więc obiad i czym prędzej wziąłem się do roboty. Poprawki skończyłem po około 40 minutach. Adrian wrzucił także kilka galerii na stronę. ,,Dzień z Polonią Bytom" można było uznać za zakończony. 

Walka o pozostanie w Polonii nadal trwała. Miałem wrażenie, że niczym bokser na ringu wygrywałem kolejne rundy, ale bałem się ostatecznego werdyktu sędziów.

środa, 10 października 2012

Bonus do wspomnień

Pamiętacie pierwszą część, w której pisałem m.in. o procesie rekrutacji, by móc pracować w Polonii Bytom? Wspominałem o tekście na temat gry bytomskiego Klubu w europejskich pucharach dzięki klasyfikacji Fair Play. 

Dziś po powrocie do domu, otwarłem skrzynkę mailową i w nieprzeczytanych wiadomościach ujrzałem ten sam tytuł. Ku mojemu pozytywnemu zdziwieniu, niespodziankę zrobił mi Marek Pieniążek, który najwidoczniej znalazł ten tekst w archiwum. Zamieszczam zatem poniżej jego treść, to dzięki niemu otrzymałem pracę w Klubie, który jest moją życiową pasją.

piątek, 5 października 2012

Impossible w Polonii is nothing - wspomnień cz.7


Najpierw wraz z drużynami grającymi o 3 miejsce udaliśmy się na boczne - trawiaste boisko przy Olimpijskiej. Miały zmierzyć się ze sobą zespoły ZG Piekary i KWK Bobrek-Centrum. Gdy doszliśmy do celu, okazało się, że boisko kompletnie nie nadaje się do gry. Trawa nieskoszona, siatki nie zostały nałożone na bramki. Na twarzach wszystkich zapanowała konsternacja. Ogarnęła mnie złość, myślałem, że wpadnę w szał. Kiedy wybierałem numer do kierownika obiektu, chcąc wykrzyczeć wszystkie swoje pretensje, przypomniałem sobie, że prosiliśmy o przygotowanie płyty głównej i bocznego boiska ze sztuczną nawierzchnią. Mając na myśli jedno, napisałem drugie. Rozłączyłem się.

Nie zdążyłęm nawet zakomunikować, że popełniłem błąd, kiedy górnicy ochoczo zadeklarowali się, że pomogą rozwiesić siatki i mecz będzie można rozegrać. Traktowaliśmy imprezę bardzo poważnie a mnie zależało, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zapomniałem jednak, że w piłkę grali normalni ludzie, nie profesjonaliści, którzy na trawie o milimetr wyższej piłki już nie kopną.


czwartek, 27 września 2012

Walka o przetrwanie rozpoczęta - wspomnień cz.6

Następnego dnia zanim wstałem z łóżka rozmyślałem o tym, co dzień wcześniej powiedział mi Marek. Byłem zbity z tropu, z drugiej strony jednak poczułem w sobie złość i chęć udowodnienia, że nie można mnie skreślić tak szybko. Wezmę sprawy w swoje ręce - pomyślałem i poszedłem na Piekarską.

W drugiej połowie czerwca częściej pojawiałem się w biurze. Zaraz po egzaminach czym prędzej stawiałem się w pracy i pomagałem w rozpędzających się przygotowaniach do ,,Dnia z Polonią Bytom". Nie miałem pojęcia ile to wszystko jeszcze potrwa. Czy za chwile nie wejdzie do biura Dyrektor i nie podziękuje mi za dotychczasową współpracę w trybie natychmiastowym, bo przy umowie zlecenie miał taką możliwość. Takie spotkanie jednak mi nie groziło. ,,Góra" była tylko do przekazywania, a najgorsza rola pozostawała szefowi działu - Markowi Pieniążkowi. Jeżeli któryś z nas zrobił coś źle, nie było reprymendy Prezesa czy Dyrektora. Opiernicz zbierał najpierw Marek a dopiero później, w nieco łagodniejszej wersji docierało to do nas.

niedziela, 23 września 2012

Derby na poziomie, sędzia już nie

Cały dzisiejszy dzień spędziłem z myślą o derbach z GKS-em Katowice. Mecz wyjazdowy i może w końcu pierwsze zwycięstwo Polonii w sezonie?
Nastroje dopisywały, zwłaszcza, że do Katowic wybraliśmy się w pięciu Matizem. Mimo nie najlepszych prognoz niektórych członków naszej załogi, każdy od pierwszego gwizdka z nadzieją śledził poczynania bytomskiej jedenastki.

Niestety tego późnego popołudnia  kolejny raz odechciało się oglądać polskiego futbolu, którym nie rządzi piękna gra, kapitalne bramki i asysty. Naszą piłkę ,,kopaną" w rękach mają sędziowie, którzy jedną decyzją psują atmosferę piłkarskiego święta, wypaczając wynik meczu.