niedziela, 16 września 2012

Chrzest Clonera i pierwsza relacja LIVE - wspomnień cz.3

Drzwi zatrzasnęły się. Całą drogę do domu pokonałem nie mogąc wyjść z podziwu, z jednej strony zastanawiając się nad słowami ,,będzie dobrze", które Moneta wypowiedział na zakończenie rozmowy, z drugiej, nad poznanymi współpracownikami, wśród których był Adrian, nazwany przeze mnie ,,człowiekiem z grzywką".

Był piątek. Dzień wolny od uczelni. Przyzwyczajony do standardowych nawyków, wstałem z łóżka około godziny 10:30. Śniadanie, czyli kulki czekoladowe w mleku oraz cztery połówki ciemnego chleba. Pochłaniając kolejne kęsy trapiła mnie niezwykle fascynująca myśl. Czy na jednym treningu zrobić dolną klatę i plecy, czy tylko dolną klatę a w sobotę rano dokończyć tylne partie ciała. Moje rozmyślania przerwał telefon. W tamtym czasie, dzwonek mojego Samsunga był bardzo rzadkim zjawiskiem, zwłaszcza o tak wczesnej godzinie. Na ekranie telefonu pojawił się ten sam numer, który dzwonił kilka dni temu. 


,,Cześć Rafał, jak samopoczucie?" zapytał Marek. Wtedy jeszcze nie znałem tej i podobnego rodzaju przydatnych technik stosowanych przez Pieniążka -najpierw zapytaj o samopoczucie, potem powiedz co od tej osoby chcesz. ,,Jakie masz plany na dziś?" przyjaznym głosem zadał pytanie. W głowie przemknęła mi sterta żelaza, którą za chwilę miałem machać. ,,Nic szczególnego, miałem wybrać się na siłownię" odpowiedziałem niepewnie. ,,Wpadnij do klubu, pomożesz nam w przygotowaniach do meczu". Spakowałem torbę i priorytet tamtego dnia diametralnie się zmienił. Przygotowania do meczu. Potrzebują mojej pomocy. Idę.

Na dzień dobry przywitałem się z Mariuszem Pudzianowskim widniejącym w żółto-brązowej bramie przy Dworcowej 9 i czym sił w nogach pomknąłem krętymi schodami na pierwsze piętro. Nie myślałem o tym, kogo tam zastanę. Dotarło to do mnie wtedy, kiedy ze sportową torbą marki ,,Umbro" wkroczyłem do szpitalnie oświetlonego pomieszczenia. Na przywitaniu poznałem gościa, którego miałem być potencjalnym następcą. Niezwykle sympatyczny imiennik, który od razu przyszykował dla mnie miejsce obok swojego biurka. Po lewej stronie pokoju przy jednym stole od okna siedział szef, zaś od strony pokoju człowiek we fioletowo-czarnym sweterku. O dziwo, jako pierwszy podszedł do mnie dosyć zgrabnie i nakreślił co mam zrobić. Pierwsze zadanie w biurze Polonii Bytom? 
W drodze myślałem sobie, może coś będę musiał napisać, wykazać się jakąś zapowiedzią. Przygotowania meczowe - to brzmi dumnie i oni mnie potrzebują. W rzeczywistości z lekkim uśmiechem na twarzy, Adrian przekazał przyjaznym tonem, który był nieco wymuszony, że zalaminuję plakietki, które właśnie wycina mój imiennik. Nie potrafił ukryć cienia satysfakcji, że osobie, która tak wrogo na niego patrzyła jeszcze kilka dni temu, mógł wydać rozkaz. I to jaki. 

No ale nic, co tu wybrzydzać. Zbliżał się hitowy mecz z Wisłą Kraków, więc trzeba było pokazać swoją pracowitość, by ostatecznie wkręcić się do biura i zostać jego pracownikiem. Laminowanie nie okazało się tak straszne. Było ono tylko preludium do pozytywów, jakie na mnie czekały. ,,Teraz pokażę Ci zaplecze strony internetowej". 
Jest! Rzecz, która interesowała mnie najbardziej i zadanie, które w późniejszym czasie miałem wypełniać. ,,Tutaj jest kwadracik, w którym wstawiamy zdjęcie. Musisz go nacisnąć i wpisać wymiary. Tutaj wpisujemy tekst i zawsze go justujemy". Jeszcze brakowało, żeby pokazał mi gdzie jest klawiatura w laptopie i gdzie się go wyłącza - pomyślałem, gdy mój imiennik starannie pokazywał mi każdy szczegół zaplecza strony CMS. Adrian, na którego co jakiś czas zerkałem, nie potrafił ukryć rozbawienia zaangażowaniem Rafała, który de facto był najlepszym redaktorem oficjalnego serwisu ze wszystkich dotychczasowych. 

Niczym uderzeniem w twarz na sam koniec, imiennik stwierdził ,,Napisz newsa". Dał mi materiały i trzeba było je zredagować. Dotyczyły one koordynatora grup młodzieżowych, który udał się na staż do Vfl Wolfsburg. To dla mnie pestka. Przyciąłem sobie zdjęcia, zredagowałem tekst i opublikowałem. Pierwszy news zrobiony!

,,Rafał, zjustuj tekst proszę" oschle wydobył z siebie zdanie Adrian. No nic. Gapa ze mnie, zapomniałem. ,,Poprawione" równie bez entuzjazmu odpowiedziałem. Kilka minut później Marek Pieniążek obdarzył mnie szyderczym uśmieszkiem, w którym była masa satysfakcji. ,,Rafał, Cloner się z Tobą przywitał". Zrobiło mi  się ciepło i wściekłość ogarnęła moją głowę i żołądek, który ścisnięty był zapewne do rozmiarów pestki z wiśni.

Cloner - kibic Polonii Bytom, który na forum sympatyków bytomskiego Klubu w dziale poświęconym stronie internetowej, wytykał każdemu redaktorowi nawet najmniejsze popełnione błędy. Tu brakowało przecinka, tam zjedzona literka, jeszcze gdzie indziej błąd merytoryczny. Śmiałem się i bawiłem, gdy widziałem jego wpisy. Sytuacja zmieniła się, kiedy w końcu dotyczył on mojego tekstu. Zalogowałem się i od razu przeszedłem do tematu, w którym pojawił się najświeższy wpis. ,,Vfl Wolfsburg a nie Wfl Wolfsburg". Miałem jeszcze ze 3 literówki i 2 przecinki za dużo. ,,Witamy nowego redaktora, radziłbym się przedstawić w dziale władze klubu" zakończył swój atak. ,,Skoro Cloner Cię ochrzścił to na dziś wystarczy, możesz iść na siłownię, w poniedziałek pogadamy na temat umowy a w środę zrobisz swoją pierwszą relację LIVE" z uśmiechem powiedział Moneta. Poszedłem. 

Gdzieś w myślach cały czas miałem fakt, że pierwszy tekst nie był idealny, że Cloner od razu wytknął mi błędy, co zawstydziło mnie przed resztą pracowników biura. 

Kilka dni później przyszedłem do pracy na godzinę 16:00. Po uczelni zdążyłem zjeść ulubioną przez siebie zupę pomidorową, przebrać bluzę i udałem się do centrum miasta pieszo, z myślą o pierwszej relacji z meczu na żywo w moim życiu. O 19:00 Polonia Bytom miała zmierzyć się na wyjeździe z Arką Gdynia. W pokoju konferencyjnym, w którym o mało nie spadłem z krzesła, stół był przygotowany na pożegnanie Rafała, który miał za sobą ostatni dzień w pracy. Kilka szklanek z paluszkami, cukierki, napoje. Nie zabrakło również półmetrowego przyschniętego kwiatka, obok którego było przygotowane moje stanowisko pracy z odpalonym laptopem. O godzinie 18:30 zajęliśmy swoje miejsca. Kiedy przy stole wspominano najlepsze chwile pracy mojego imiennika, ja byłem pochłonięty studiowaniem panelu relacji LIVE oraz wpisywaniem składów. Gdzieś docierało do mnie, że moje sprawozdania z boiska, które de facto pisane były sprzed telewizora, śledzi spora grupa kibiców Polonii, osób, które na codzień znałem czy to z wyjazdów czy meczów u siebie. Zanim rozpoczęło się spotkanie, kilka minut przed pierwszym gwizdkiem do pokoju weszło kilka osób, był wśród nich poznany kilka dni temu Dyretor Klubu, był też nieco wyższy i równie krępo zbudowany mężczyzna z rozbawioną twarzą. ,,Panie Prezesie, to jest Rafał, następca Rafała" dosyć humorystycznie przedstawił mnie Pieniążek. Wtedy poznałem Damiana Bartylę, ale na tym można zakończyć, gdyż z grupą swoich przyjaciół szefostwo zamknęło się w pokoju obok, gdzie słychać było tylko głośne śmiechy i trzask wyciąganych szklanek.

Kilka minut po 19:00 zaczęło się. Polonia szybko objęła prowadzenie, przez co prawie zrzuciłem laptopa ze stołu. Czas upływał niezwykle wolno, ale nasi byli na prowadzeniu, to najważniejsze. W drugiej połowie między 65 a 75 minutą wynik zmienił się jednak diametralnie. Ze stanu 0:1 zrobiło się 2:1 dla gospodarzy. Do ostatnich sekund każdy z nas trzymał się za głowę, czy uda się wyrównać. 
Sędzia doliczył 5 minut, Joel Tshibamba nie wykorzystał sytuacji sam na sam przy czym prawie nie rozwaliłem oschniętego kwiatka Pana Wacława Kruczkowskiego o ścianę.


Chwilę później Polonia wprawiła wszystkich w ekstazę. Nie pamiętam co wtedy robiłem, w każdym bądź razie na pewno kibice z oficjalnego serwisu na żywo o bramce się nie dowiedzieli.



Po meczu w dobrych nastrojach posprzątaliśmy pomieszczenie, mnie przypadło zaszczytne zadanie pozamiatania ziemi, która wysypała się z doniczki. Razem z Adrianem i Rafałem udaliśmy się na przystanek tramwajowy przy ul. Moiniuszki. Wtedy też dowiedziałem się, że facet z grzywką mieszka 10 minut ode mnie i że wcale nie jest taki groźny. Nie wiem, czy było to spowodowane dobrym wynikiem zespołu, ale gość zaczynał się wydawać coraz bardziej przystępny. 

Po kilku minutach wsiedliśmy do linii 19. Pierwszy wysiadł Adrian. Na następnym przystanku przyszła kolej na mnie. Tuż przed hamowaniem tramwaju pożegnaliśmy się z imiennnikiem i uścisnęliśmy sobie dłonie. 

Chwilę później stałem już na światłach. Czekając na ,,zielone", mówiłem sobie: ,,To jest moja chwila. Czas, który muszę wykorzystać. Od dziś ta strona należy do mnie". 

Tramwaj zamknął drzwi i odjechał.


P.S. O pierwszym wywiadzie w swoim życiu, kulisach gali 90-lecia Polonii Bytom oraz obiecanym doświadczeniu w grze Quake Live, w kolejnej części.

P.S.2. Pozdro Kostek :)

P.S.3. Stadion Polonii Bytom się należy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz